wtorek, 18 czerwca 2013

private thrilla

Druga taka, po 4 latach, nerwowa noc i dzień. Bezradność, niepewność, strach...serce zaciśnięte w pięść. Modlitwy. Bezsenność. Obrazy, które podrzuca wyobraźnia. Telefony.
Nikomu tego nie życzę. Nawet, jeśli kończy się "happy end'em"...

niedziela, 9 czerwca 2013

dwutygodniowy mix czyli skutki przymusowego wyparkowania, dzień dziecka, wariacka pogoda i obrazy c.d.

Nieźle porąbana ta pogoda ostatnio...Naprawdę ciężko się przyzwyczaić do ciepła i słońca, gdy znienacka przychodzą chmury, zlewy albo grad - tak jak dziś!...A czasem ochłodzenie temperatury o połowę. Nie dla mnie te wybryki. Mogłabym nie wyłazić z łóżka i albo spać albo czytać na zmianę. Po południu było takie oberwanie chmury (z gradem o średnicy do 2cm. na starcie), że niewiele było widać przez szarą ścianę wody. Naszą ulicą płynęła rzeka z dopływem z podwórka naprzeciwko a zjazd z trasy toruńskiej przy Centrum Olimpijskim woda wypełniała do połowy rowerowego koła. Niektórzy nieświadomi kierowcy, chcąc pokonać większą kałużę, ugrzęźli, pozalewani, czekając na lawetę...Cała trasa na wysokości Żoliborza była mocno zalana, do tego stopnia, że z niektórych samochodów widoczne pozostały tylko dachy...No i koszmarny korek aż do placu Wilsona. Dobrze, że nigdzie nie musiałam jeździć.

I że wczoraj nie musiałam, też dobrze, bo jakiś skurwiel spuścił mi powietrze z dwóch kół. Wracam sobie rano ze sklepu, patrzę: Wańka siedzi. Przednie i tylne - na krzyż. A w poniedziałek ostatni dzwonek na przegląd coroczny i warsztat umówiony. Fuck! Gdyby nie teść, który kupił pompkę ładowaną z akumulatora, to musiałabym pewnie znowu wyrzucić trochę kasy w błoto. Zresztą i tak mnie to czeka, bo w jednej oponie tkwi śruba krzyżakowa, więc zanim do warsztatu, szybko do wulkanizatora. Dobrze, że za rogiem. Niedobrze, że drogi. Inaczej, jak mi oponę w drodze rozerwie, to i ja się mogę deczko rozerwać.

A wszystko przez to, że w zarządzie wspólnoty jest buraczana "parka", która od dłuższego czasu wykorzystuje swoją funkcję do różnych manewrów. Między innymi do tego, żeby wychrzanić mnie z miejsca parkingowego, grożąc wywiezieniem na lawecie za 350 zeta plus 80 zł. za dobę na parkingu gdzieś tam. Nóż mi się w kieszeni otwiera, jak o tym myślę. A dlaczego? bo wynajęliśmy z miejscem parkingowym to raz. Dwa, że synuś babki z zarządu kupił sobie samochód i 2 razy coś mu ukradli -więc najlepiej kogoś wywalić, żeby jemu kradli albo spuszczali powietrze, 3 - mamusia w zarządzie a ja tylko wynajmuję. I podobno jakiś regulamin towarzystwo wzajemnej adoracji sobie napisało.Właściwie gdyby nie to, że wynajmujemy na czarno, zrobilibyśmy zupełnie inaczej. No, ale cóż...każdy kij...

Pędzle leżą, rozgrzebana kopia samej siebie również. Teść na rocznicę ślubu zamówił oczy Wampira dla teściowej, bo mówiła, że Wyspiański wymięka. Odsprzedać obrazu nie chciałam, więc trzaskam drugi taki sam.  Całkiem nieźle mi idzie, ale od 2 dni go nie ruszyłam. A dziś jeszcze sąsiad pytał, czy bym mu na raty nie rozłożyła portretu.....kochanki w prezencie dla niej. Hahaha...Żonę lubię, ale milczę jak grób. Facet swoje racje ma.. Ech...

A u nas ciągle sinusoida.
Dzień dziecka do połowy beznadziejny, bo T. zamiast z dzieckiem latał z kolegami a ja się gotowałam. Na szczęście potem się opamiętał, niestety przy pomocy argumentów z zewnątrz i w końcu (bo po drodze też jeden kolega się trafił i baj zniknęli na jakieś 20 minut) poszliśmy z Wampem do sushi baru na wymarzone naleśniki z nutellą. Potem do Lasku Bielańskiego zapolować na komary i spotkać przypadkiem prosiaczka na smyczy a na koniec na Kępę Potocką, ścigać kajakiem  mamę kaczkę z pięciorgiem małych w celu zrobienia im  fot. Kaczkom ktoś wmontował w kupry małe motorki, bo tak zasuwały, że aparat nie nadążał i ze zdjęć nic nie wyszło. Za to było wesoło. Nam, nie kaczkom.

Taaaa....w międzyczasie robimy jeszcze z T. logo dla studia nagraniowego Pawła F. (jak z kroniki kryminalnej, a co!) i myślę, że niedługo wreszcie się dogadamy, co do ostatecznej wersji. Nie było trudno. Paweł, jako dobry i wielostronny psycholog z prawdziwą pasją, zwariowany konceptualista i żongler, nagrywający muzykę i prowadzący warsztaty psychologiczne, piszący książki wywrotowy wykładowca na KULu, zdaje sobie sprawę z tego, że "fachowcy" w jakiejkolwiek dziedzinie są po to, żeby wiedzieć pewne rzeczy lepiej od laika (w danej kwestii oczywiście). A więc sprawa jest wzglądnie prosta. Zrobiliśmy 3 projekty - ja pomysł, T. wykonanie i pierwszy się spodobał. Okazało się tylko, że nazwa musi być inna, ale to juz pikuś. Kilka przeróbek, akceptacja Marcina P.(znów kronika kryminalna - tym razem musi być, bo chłopak jest dosyć znany z tego, co robi)) i kończymy.

No. Wystarczy. Komu będzie chciało się to czytać? nawet mnie nie, jeśli tylko ja zostanę na placu boju. Więc...
Buona notte
(bo oczy odmawiają posłuszeństwa)