środa, 7 sierpnia 2013

rowerowe wieczory

Jako że upały sięgają ostatnio zenitu i temperatura dochodzi do 35 stopni w cieniu, całe dnie spędzamy w domu a wieczorem wyjeżdżamy z Wampirem w trasę: ona na swoim białym rumaku, ja na srebrnym szerszeniu (lekko sfatygowanym i domagającym się podrasowania).
Po wyleczonej kontuzji, mała wsiadła na rower i jeździ, jeździ jeździ - na coraz dłuższe wycieczki. Po objechaniu całego kanałku na Kępie Potockiej i wypadzie nad Wisłę - na wysokość Starówki, przyszła dziś kolej na Lasek Bielański. Odwiedziłyśmy naszego baranka, który znów chciał zmierzyć się na głowy swoim bezrogim łebkiem a potem usiłował rozwalić płot i kopytkiem machał między sztachetami, ocierał się o deski i dawał miziać...W drodze powrotnej spotkałyśmy dziewczynę z małym rudym kotkiem na smyczy - przecudnej urody zwierzaczkiem, ufnym i sympatycznym. Zjadłyśmy w jurcie lody i po 3 godzinach wróciłyśmy do domu. Fajnie tak jeździć we dwie: ja i moja córeczka - widzieć to samo, rozmawiać, przeżywać, odczuwać, dzielić się spostrzeżeniami...Dobry czas. Zanim wejdzie w głupi wiek muszę się nacieszyć nią na maxa, bo czas zapiernicza jak szalony. Niech każdy dzień będzie PRZEŻYTY i dostrzeżony. Hawk!

wtorek, 6 sierpnia 2013

akcja "guano"

Nad nami mieszka starsze i nieco szurnięte rodzeństwo, które non stop karmi na swoim parapecie ptaki a ptaki non stop srają nam na balkon. Poręcze i podłoga upstrzona tak, że strach się oprzeć i przejść swobodnie. Prosiłam: nie karmcie ptaków, bo powinny same sobie pożywienie organizować a nie jakiś fastfood - to nie zima. Nic. Kontrargument, że my palimy i dym im "wlata". Tylko, że dym odlatuje a ptasie guano nie.
W końcu się wkurzyłam, zdrapałam ile się dało resztek pokarmowych i wysłałam właśnie T. na góre, żeby im to ładnie na wycieraczce rozsypał i spryskał wodą. Hahaha...Ale mi się śmiać chciało z tych odgłosów: psik, psik, psik...chyba ze 20 razy na całą klatkę. Wprawdzie jest 1-wsza w nocy i mało kogo interesuje, co się dzieje poza jego własnym mieszkaniem, ale jutro będą mieli zdziwko!

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Sposób na upały

Siedzimy z Wampirem w te upały w domu a wieczorem wychodzimy na rower albo na nocne spacery. Jemy lody. Czytamy książki. Tzn. ja czytam na głos albo każda swoje. Czekamy na wyjazd do Machor, który już tuż tuż. Przed chwilą, już w łóżku (wampirzym) bawiłysmy się w "pomidora" - załatwiłam ją 6 razy pod rząd, tak że chichrała na całego. Fajnie. Lubię jak się tak śmieje. Kochana moja córeczka.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Claudine - RIP *********** Rowerowa kontuzja Wampira

Kiedy już uporałam się z kotem, przyszła kolej na Wampira. Wprawdzie rowerowe lęki zostały przezwyciężone i kilka wycieczek (jako pierwsze koty za płoty) zostało zaliczonych,  moja Mama zaś sprezentowała wnuczce ochraniacze na kolana, łokcie i dłonie, to i tak nie dało się uchronić mojego słoneczka od wywrotki zakończonej makabrycznie spuchniętą kostką w kolorze błękitno fioletowym.
Nawet na prześwietlenie pojechałyśmy, wystraszone opowieściami mamy Julki, wampirzej przyjaciółki. I, co bardzo mnie zaskoczyło, w ciągu godziny byłyśmy z powrotem w domu, tak szybko wszystko poszło. Chwila w poczekalni, potem Wamp na wózku śmignął na rtg, 3 minuty - zdjęcie gotowe, znowu chwila w poczekalni, krótka rozmowa z p. doktor ("Teksańskiej masakry" nie będzie :) ) i do domku. Szybko i sprawnie, aż trudno uwierzyć. I to w niesławnym bielańskim!
Od tamtej pory minęło już chyba ze dwa tygodnie a Wampirowi kostka dopiero co doszła do siebie. Dzień w dzień okłady z altacetu i mrożonego żelu w torebce, potem już tylko żel. Kostka jak balon, krwiaki we wszystkich kolorach tęczy - obraz paskudny - biedne moje dziecko, za rowerem stęsknione. Jeszcze dzień, dwa i pozwolę jej dosiąść różowego rumaka.

W międzyczasie poznałam osobiście siostrę nową, o której do tej pory nie wiedziałam, poza samym faktem jej istnienia i kilkoma sms-ami. Okazała się duszą bardzo mi bliską. Podobne upodobania, charakter, znaki zodiaku...i nawet staników obydwie nie nosimy, bo nie lubimy. Magda jest kimś, kogo nie muszę długo poznawać, żeby czuć się z nią dobrze, blisko etc. Wyczuwam ją instynktownie, jakbym znała od lat. Super. Też ma córkę. Chciałabym, by poznały się z Wampirem.

Przyjechała moja ciocia/Cicia. Skończyła 90 lat. Cudowna, mądra, wrażliwa i dobra osoba. Niech żyje jeszcze długo - w takim stanie, z taką pamięcią, bystrością i mobilnością, mimo problemów z oczami, które utrudniają poruszanie się. Będzie mi jej kiedyś brakowało. Na pewno. Ludzie tak szybko znikają. Nie ma czasu na pożegnania, ciepłe słowa, przytulenia...
Ostatnio odeszła Claudine - moja kochana, francuska stryjenka. Po śmierci Adasia (przyrodniego brata Taty) musiała czuć się bardzo samotna, skoro lekarz zdiagnozował u niej chorobę sierocą. Starała się jednak trzymać fason, nie chciała nawet mieszkać z synem w Stanach...Sama, w Nicei,w mieszkaniu, które poznałam i w którym wiele razy piliśmy szampana, rozmawiając i śmiejąc się, jedząc pyszne czekoladki...Odeszła, bo tak chciała. Biedna, kochana Claudine...Będę Ją zawsze pamiętać pełną wigoru, silną, drobną kobietkę, uśmiechniętą i pełną życia. Zadbaną, kobiecą, otwartą, idącą z duchem czasów, ciekawą wszystkiego, podobnie jak moja ciocia/Cicia. Mam nadzieję, że spotkała już Adasia. Mimo wszystko. Mimo wszystko...