czwartek, 24 kwietnia 2014

Jeszcze o szpitalu i o grafomańskich blogach nie dla dzieci, czyli jak Wamp stracił niewinność

Znów późno, znów nie napisałam wtedy, kiedy chciałam i teraz też tego nie zrobię, bo zawalę sen. Fatalna sprawa z tą pogonią za czasem. Ciągłe kursy szkoła-dom-szpital-szkoła-dom, przerywane czasem jakąś inną trasą. Jutro otrodonta, bo Wamp od kilku m-cy nosi aparat, pojutrze do rodziców, posłuchać śpiewu kosów a w niedzielę zawieźć samochód do warsztatu i wrócić jakimś zastępczym "maluchem", przez szpital oczywiście. Ciągle nie wiemy, kiedy T wreszcie wyjdzie, lekarze grają na zwłokę, czując zapewne na plecach oddech izby praw pacjenta...- boją się cokolwiek spieprzyć, więc nie spieszą się z decyzjami i zakończeniem całej akcji. Urodziny Wampa i Święta w szpitalu - mam nadzieję, że to by było na tyle.
Ile książek można czytać? nawet, jeśli się to kocha?...widząc młode liście za oknem i czując ciepły wiatr na twarzy, unoszący dym z papierosa (byle dalej, byle dalej, żeby pielęgniarki nie zwęszyły...) Wybory między książką a snem, ew. gapieniem się w sufit s ą dość ograniczone.
Gramy czasem w kości, w "tysiąca", we dwoje, albo z Wampirem, gdy jesteśmy razem...Wtedy jest zabawnie, coś się dzieje...Ale kiedy zostaje sam, między odwiedzinami rodziców, moimi, kolegów, dostaje kota. Też bym pewnie dostała! I choć to wszystko mało optymistyczne, łapię się na myślach, że przyzwyczaiłam się mieszkać tylko z W. Na początku było jakoś pusto a teraz to stan normalny - o zgrozo!  To tak, jak z rozstaniami naszymi z Wampem: pierwszy dzień tęsknota i pustka, potem zachłyśnięcie się  wolnością i czasem tylko dla siebie. Wyrodna matka, nie?
Miałam nic nie pisać i jakoś nie wyszło.
To jeszcze napiszę o tym, co mnie ostatnio wkurwiło do białości.
Wamp ulubił sobie jakiś durny, muzyczny serial argentyński, zw. Violettą. Głupie to i nudne jak flaki z olejem, przewidywalne i tuzinkowe, ale co zrobić? przecież nie zabronię, więc czekam cierpliwie aż fascynacja minie. Długo już czekam i nic.
Któregoś dnia grzebało sobie moje dziecko w necie szukając bloga tejże V. - bohaterki serialu - i jakimś fatalnym trafem natknęło się na coś, co nie dość, że grafomanią jest potworną, to jeszcze pornolem do tego. Masakra! Dwie gówniary nie wiedziały chyba, co z czasem zrobić i postanowiły swoją wersję serialowego romansu w necie opisać. Mózg mi stanął dęba i szczęka zadzwoniła  o buty po przeczytaniu tych wypocin, gdy zdałam sobie sprawę, że Wamp słowo po słowie również wszystko przeczytał. Tytuł brzmiał: "ten pierwszy raz" i bynajmniej nie był to subtelny opis pierwszej rozbieranej randki, ale techniczna niemal instrukcja, ze wszystkimi szczegółami krok po kroku, zakończona spermą rozlaną między piersiami etc. Załamałam się. Nie tym, że nastolatki piszą takie fatalne stylistycznie i gramatycznie badziewie, ale tym, że mój 10-letni  aniołek raz na zawsze stracił swą dziecięcą świeżość i czystość. Wkurw mnie dopadł taki, że wygarnęłam gówniarom łopatą, nie przebierając w słowach, co myślę o ich marnym pisarstwie i o braku "tabliczki" z napisem "od lat 18-tu". Po kilku dniach zajrzałam - komentarz zniknął, blog ma się dobrze.
Wniosek płynie z tego taki, że trzeba być naprawdę baaardzo czujnym, gdy zostawia się dzieci przy kompie, bo nawet pozornie niewinne rzeczy, mogą stać się zagrożeniem dla ich "niewinnych duszyczek".
 Hawk!


sobota, 12 kwietnia 2014

chaos chaotyczny chaotycznie w chaosie z chaosem ukosem


Czasem liczę światła w bloku naprzeciwko...im później, księżyc niżej - dziś coraz pełniejszy wygląda zza betonu - tym mniej jasnych prostokątów...Czasem zaglądam ludziom do mieszkań, kryjąc się w mroku własnych 27m2, patrzę na kolor ścian i zasłon, oglądam meble, żyrandole, lampy - gust właścicieli, ukryty w każdym kawałku przestrzeni, nawet w ledwie widocznych detalach.
Wampir śpi w moim łóżku, od kiedy T wylądował w szpitalu. Śpi tak słodko, mój aniołek, iż można pomyśleć, że za dnia tylko w aureolę odziany...
T już miał  wyjść, już się cieszył, i my też...Po trzech tygodniach w domu, kolejne dwa w Bielańskim...Moim zdaniem ewidentne zaniedbannie lekarzy. Naderwane ścięgno achillesa wsadzone w gips, przeoczony krwiak średnicy 4 cm., w który wdało się zakażenie i martwica...Gorączka wciąż rosła, po 2 tygodniach, przy 39,5* C, po raz kolejny ostry dyżur - wcześniejsze wizyty nic nie dały, nikt się poważnie tym nie zainteresował...Czekali na termin zdjęcia gipsu, matoły, a T o mały włos nie stracił nogi...
Jeden, dwa dni później i...aż włos się jeży i ciarki po plecach....To wszystko tak od 6 - ego marca...Najpierw była operacja, potem czyszczenie rany, płukanie, skrobanie, ból i antybiotyki dzień w dzień podawane dożylnie, ciągłe zmiany wenflonu...Wczoraj mieli go szyć, nie dali rady, zbyt wielu pacjentów. Mieli go zszywać dziś...i ...nagle okazało się, że teraz to będzie chirurgia plastyczna, przeszczep skóry z uda na łydkę, obniżanie mięśnia, jakas rekonstrukcja...Mój biedny, kochany T - ile on się tam wymęczył...
Jeżdżę do niego prawie codziennie...Jak mogę, zabieram Wampira, bo przecież tam można zwariować po takim czasie, nawet w doborowym towarzyystwie, które w końcu i tak zmienia się jak w kalejdoskopie i tylko jeden pan jeszcze trwa na polu bitwy, czekając na swój dzień.

Dziś nie dane nam było przekroczyć szpitalnych progów. Dziś Wamp zaprosił koleżanki: D. J & Z., by świętować swe urodziny, które za dni kilka.
I wszystkie 4 a potem jeszcze L, brat D, szalały w tej naszej karykaturze mieszkania, piszcząc i śmiejąc się na całe gardła. 10- te urodziny to w końcu piękny wiek - nie może minąć nie zauważony!
Więc plakat na drzwiach: "Sabat Marsjanek" obwieszczał charakter imprezy, do tego zielony sernik i napoje, szaleństwa na placu zabaw, filmy, gigantyczne słodkie obżarstwwo, karuzele na rękach Marka w korytarzu a na koniec jeszcze pojawiła się sąsiadka z własnoręcznie wykonanym rysunkiem czarownicy na miotle!

Tyle się ostatnio działo, że  nie sposób wszystkiego spisać jednej nocy, tym bardziej, że coraz krótsza ona i jeszcze chwila a doczekam świtu. A jako, że wampirzy ranek nie jest okazem miłosierdzia (choć i tak o niebo lepiej niż kiedyś!), to resztę (postanawiam i przyrzekam sobie) zostawię na jutro.

Przecież ta cała przeprowadzka...Sławek i jego Bieszczady, Birmańsko-Tajlandzko-Kambodżańskie wakacje rodziców, pierwsza próba mojej przyjaźni z M.M. po wielu latach, Wamp, który został okradziony z dzieciństwa i mnóstwo innych ważnych spraw.
Jutro. Jutro koniecznie. Jest 03.50. Pora na ochłapy snu.