środa, 30 stycznia 2013

bałwany


Ostatnie dwa dni wykorzystaliśmy tak, jak się zimowe dni wykorzystywać powinno. Wreszcie poszłam z Wampirem pozjeżdżać z górki na plastikowych deskach a wczoraj pod wpływem chwili, ulepiliśmy 6 bałwanów na ośnieżonych jeszcze (bo odwilż) samochodach. Zaczęło się od misia, potem był bałwan, który optycznie zjeżdżał na plecach z dachu z flaszką w łapie a potem to już same koty. Ciekawe jaką minę mieli albo będą mieli właściciele pojazdów, gdy je zobaczą. Nam przemarzły ręce do kości. Ale warto było.

czwartek, 24 stycznia 2013

tęsknoty



Jak słucham Herculesa, to chciałabym być gdzie indziej, z kim innym, w innym czasie...Unosi mnie wiatr i szybka jazda wzdłuż brzegu morza...Może być Monako, Nicea, Menton...
Tak bardzo odległe wydają mi się tamte dni...Codzienność brutalnie zżera duszę...
I tylko wyć mogę do księżyca, który chowa się w chmurach...
I kręcę się w kółko, ścigając własny cień.

środa, 23 stycznia 2013

Męka bycia pedagogiem


Ha! niezłą mam fuchę...Kolega S.- internetowy laik - poprosił mnie, żebym (odpłatnie) dała mu kilka, kilkanaście lekcji z... fejsbuka! przy okazji może być you tube, kinomaniak a potem może weźmiemy się za cięższy kaliber, typu Photoshop. Wszystko fajnie, gdyby nie to, że ciężko mi się rozdwoić, a Wampir, który musi codziennie ćwiczyć gimnastykę korekcyjną, sam robi to tak, że może lepiej, gdyby w ogóle nie robił. Jak zresztą większość obowiązków. Niestety. I tu zazdroszczę rodzicom pracowitych, obowiązkowych i schludnych dzieci. W plecaku Wampira książki i zeszyty spotykają się ze wszystkim: pluszakami, śniadaniówką, ogryzkami....Mogę powtarzać milion razy: pakuj to do drugiej kieszeni - nic z tego. Rogi pozagniatane, czasem poplamione (bo ogryzek, bo woda się wylała, bo...) Ja nie wiem, co z tym fantem zrobić?! Jestem zmęczonaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.... i właśnie pogoniłam ją do pokoju, bo znowu po kilka razy proszę o jedną rzecz, bez jakiejkolwiek reakcji. Powiedziałam: dość, rób, co chcesz, ale zabieram laptopa. Nie zrobisz lekcji, dostaniesz pałę, Twoja sprawa.

Zapomniałam tylko zabrać keyboard...

piątek, 18 stycznia 2013

Alex tańczący na arabskim koniu


Po ładnych kilku miesiącach wzięłam się wreszcie za pędzle i postanowiłam namalować Alexa.
Chodził za mną od dawna, dreptał, oddalał się, powracał i w końcu wskoczył na świeżo zagruntowane płótno. Chciałabym poświęcić mu dużo czasu. Traktować, jak życiowego partnera a nie kochanka z szafy. Niekończące się tete a tete, bez żadnych zewnętrznych bodźców rozpraszających uwagę...
Niestety maluję z doskoku, jedną ręką kroję cebulę, drugą doglądam Wampira, który nadrabia szkolne zaległości, trzecią odkurzam, czwartą robię nam kolację i parzę herbatę, piątą piszę to, co piszę, szóstą palę, siódmą zmywam...Wygląda na to, że jestem ośmiornicą...A wszystko to, słuchając po raz nie wiem który  Arabskiego konia . Popracowałabym trochę nad linią wokalu, ale w końcu darowanemu koniowi nie zagląda się w paszczę, nie?

wtorek, 8 stycznia 2013

Rewelacyjny Sylwester i szóstka z wypracowania :)


Dopiero co ubieraliśmy choinkę a tu już dawno po Świętach, po Nowym Roku i za chwilę będzie wiosna.
Sylwester robiony na wariata w ostatniej chwili okazał się fantastyczną imprezą, chociaż częściowo przespałam go na łożu z kurtek w pokoju Wampira. Godzinka, może dwie, relaksu, po wielu kieliszkach wina, dobrze mi zrobiła. Oprócz tego ze dwa razy zaliczyłam matkę ziemię, z czego raz tańcząc jak szalona a drugi...nie pamiętam - podobno gdzieś w kuchni, hahaha...Towarzystwo, choć mocno mieszane, szybko się dotarło (między innymi dzięki kulturalno-oświatowej działalności Witka O.), tak że ostatni goście wyszli około południa następnego dnia, ściągając swoje wybawione zwłoki z łóżka. Było mnóstwo jedzenia, bo każdy coś ze sobą przyniósł (niestety połowy nie zdążyłam spróbować!), mnóstwo alkoholu, tańce, hulanki swawole...a rano...rano najpierw przylepiłam się do podłogi w łazience, którą raz dwa przetarłam, potem znalazłam rozsypaną sałatkę na podłodze przy kaloryferze, doliczyłam się 4-ech stłuczonych kieliszków i...poszłam z powrotem spać. Podziękowałam tylko napotkanemu w kuchni Witkowi za pomoc, powiedziałam, że jest gościem i nie musi tego robić, po czym padłam przy dźwiękach muzyki z radia classic. Obudziłam się wielce zaskoczona. Wszystko pozmywane, puste butelki i śmieci powrzucane do worków a w powietrzu unoszący się zapach kadzidła. Co za koleś! złoty chłopak normalnie! nie dość, że facet, to jeszcze na kacu jakimś na pewno...Nie spotkałam się jeszcze z taką akcją. Chociaż nie, raz, ale to nie było fajne, bo najpierw była pomoc a potem zniknęła kasa. Ale to stara historia - nie chce mi się do niej wracać.

Cały następny dzień, w sensie Nowy Rok, spędziłam na odkurzaniu, myciu podłóg, wieszaniu zerwanej zasłony (?) i innych działaniach służących przywróceniu mieszkania do wersji podstawowej.
Zostały mi 2 bochenki chleba, upieczone własnoręcznie przez moją rudą Aśkę
 i - o dziwo - jedna butelka wina, która zniknęła kolejnej nocy, niestety.

Minął tydzień a ja nie mogę się pozbierać i zająć tym, czym powinnam, czyli malowaniem. Ciągle coś mnie rozprasza, jakieś pierdoły albo po prostu życie domowe. Kasa wypływa, Wampir zbuntowany i choleryczny, tupie nogami i warczy, usiłując wymusić na mnie to i owo.
Przedwczoraj jęczy, że nie chce jej się odrabiać lekcji a musi jakieś opowiadanie o wiośnie wysmażyć. Ja na to, że mnie się nie chce zmywać a zlew cały pełen brudnych naczyń. Na to ona: dobra, więc się zamieńmy. OK - mówię - zobaczysz, że zmywanie nie jest takie przyjemne, jak Ci się wydaje - ja tam wolę pisać. Skończyło się na tym, że dostałam 6-tkę, hahaha, a Wampir, jako jedyny, czytał swoją pracę na głos przed całą klasą. Taaa....Pierwszy i ostatni raz zresztą, bo nie należę do rodziców odrabiających lekcje za swoje dzieci. Tym bardziej, że dziecko głupie nie jest. Na dodatek obawiam się, że może nie być mi wdzięczne na  na dłuższą metę, gdy okaże się, że trzeba trzymać poziom przy następnych "wypracowaniach". Ech, życie, życie...