piątek, 18 stycznia 2013

Alex tańczący na arabskim koniu


Po ładnych kilku miesiącach wzięłam się wreszcie za pędzle i postanowiłam namalować Alexa.
Chodził za mną od dawna, dreptał, oddalał się, powracał i w końcu wskoczył na świeżo zagruntowane płótno. Chciałabym poświęcić mu dużo czasu. Traktować, jak życiowego partnera a nie kochanka z szafy. Niekończące się tete a tete, bez żadnych zewnętrznych bodźców rozpraszających uwagę...
Niestety maluję z doskoku, jedną ręką kroję cebulę, drugą doglądam Wampira, który nadrabia szkolne zaległości, trzecią odkurzam, czwartą robię nam kolację i parzę herbatę, piątą piszę to, co piszę, szóstą palę, siódmą zmywam...Wygląda na to, że jestem ośmiornicą...A wszystko to, słuchając po raz nie wiem który  Arabskiego konia . Popracowałabym trochę nad linią wokalu, ale w końcu darowanemu koniowi nie zagląda się w paszczę, nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz