poniedziałek, 20 maja 2013

nie takiego życia chciałam

Rany, jaka jestem zmęczona życiem...Sfrustrowana, znerwicowana, wykończona...Niby szybko się odradzam, szybko odrastają spalone skrzydła a jednak coraz mniej ku temu okazji. Kiedyś myślałam, że wystarczy wyciągnąć rękę, by złapać to, co jeszcze nie zniknęło z pola widzenia, nie schowało się za linią horyzontu, co dawało radość i generowało tęcze...Pełna optymizmu wierzyłam, że w każdej chwili mogę do tego wrócić...Teraz widzę, że to tylko mrzonki, bo rozpędzona machina czasu wraz z odciskającymi piętno zdarzeniami gna do przodu, nie pozostawiając złudzeń. Dużo we mnie irytacji, złości, smutku i rozczarowania...
Często wykrzykuję mu prosto w twarz: "po jaką cholerę wtedy do mnie zadzwoniłeś?", "po co zawracałeś mi dupę, jeśli rodzina jest dla ciebie pustym słowem?!" Na pierwszym planie egoistyczne akcje typu koledzy, święty spokój, gazety, fajki etc...potem, gdzieś tam pooootem dom, Wamp i ja. Zero My, zero wspólnoty, myślenia "zbiorowego", zero empatii...A mnie szlag trafia, bo proszę: "zrób nam kolację i pozmywaj, wrócimy ok.22-ej, będzie późno, Wamp na drugi dzień rano do szkoły..."
Siedzę na próbie "komunijnej" ponad 2 godziny, wracamy z małą zmęczone jak diabli po całym dniu a tu  drzwi zamknięte. Otwieram kluczem i oczom nie wierzę. Przy kompie siedzi nasz niedawno poznany kolega, bezdomny na własne życzenie, bo żył życiem egoistycznie hulaszczym, tak że cała rodzina się na niego wypięła. Pozwoliliśmy mu nocować kilka razy w piwnicy, ale to, to już chyba lekka przesada. W kuchni burdel, zlew pełen, żadnej kolacji, nic. Udostępniam koledze piwnicę i dzwonię wściekła do T.z pytaniami: "dlaczego???!!!" Poszedł z kolegą na piwo w ramach pomocy tamtemu, co w piwnicy właśnie. Niezły żart.
Rzucam się w wir pracy, po 22-ej. Jedną ręką zgarniam suche pranie, drugą przygotowuję małej kolację, trzecią robię jej pedicure, bo ma bidulka odciski, czwartą zmywam górę naczyń, piątą...
Czy ja znowu, do kurwy nędzy, mam być ośmiornicą?!
Przed północą dziecko wreszcie zasypia a po- wraca T. - narąbany piwem. Nie mam siły. Wykrzykuję mu wściekłym szeptem całą złość i idę spać do Wampa.
Następnego dnia to samo, tyle, że dom zastaję pusty a on wraca wstawiony, po samotnym spacerze z piwem nad Wisłą. Co z tego, że prosiłam: "zrób to, co wczoraj zawaliłeś, będziemy głodne i zmęczone..." Powtórka z rozrywki. Najważniejsze, że on się musiał zresetować.
I tak samo jest ze sprzątaniem, zmywaniem i milionem innych rzeczy. Wamp? po kolegach. Ja? nawet nie chcę myśleć. W słowach inaczej, w czynach inaczej. "Traktujesz mnie jak robota domowego, jak praczkę, kucharkę, babysitter, sprzątaczkę etc., ale to Ty jesteś po pracy zmęczony i masz prawo do odpoczynku a ja co?" "Nigdy nie myślałem w ten sposób, przecież Twoja praca w domu jest równie ważna, blablablabla..." To dlaczego, do jasnej cholery ja nie mam prawa do odpoczynku, do nic nie robienia? Nie mam? mam, oczywiście. Tylko wszystko samo się zrobi, bo jaśnie pan ma inne "ważne rzeczy" na głowie. Rany, jaka jestem wściekła. A on mnie pyta skąd we mnie tyle złości? Oszaleję! naprawdę.
Czy we wszystkich związkach jest taka równia pochyła?... czy wszędzie tak wszystko leci na pysk? czy nie ma już szansy na poprawę, na bycie ze sobą bez awantur?... na miłość, która stała się pustym slowem?...Czy po prostu ja mam takiego kurewskiego pecha? tak fatalną karmę?...czasem chciałabym cofnąć czas, wrócić na studia i związać się z kim innym...Miałam tylu adoratorów, tylu facetów, miłość, szaleństwo, wszystko, czego dusza zapragnie...Jasne, że niektórzy byli nieźle popaprani, i z nimi pewnie też nie byłoby lekko, ale...

Tylko jest jedno ale. Jedno wielkie ALE. Nie miałabym wtedy Wampirka - słoneczka, które rozjaśnia moje najczarniejsze myśli i rozgania najcięższe, stalowe chmury. Słoneczka, które potrafi wyprowadzić mnie z równowagi pewnymi powielonymi cechami...Wiecznym bałaganiarstwem, rozlazłością, lenistwem...Niezły ma przykład z góry, więc nie ma co się dziwić...

Uff! wyrzuciłam z siebie czubek lodowej góry, który odkruszył się w ostatnich dniach. To taka mała autoterapia, zamiast spowiedzi, kozetki u psychologa, wypłakiwania się w rękaw przyjacielowi czy przyjaciółce...Właściwie nie lubię nikomu rzygać swoimi problemami do ucha, więc tak będzie lepiej.


4 komentarze:

  1. Skarbie, znajdź pracę i wyjdź z domu - nawet jeżeli miałoby to być zamiatanie ulicy, siedzenie na kasie w supermarkecie czy roznoszenie ulotek - wyjdź z domu. Wamp to całkiem spora dziewuszka już :) i jestem przekonana, że całkiem sprytna i samodzielna.

    ... i nie - nie każdy związek jest taki, choć sama nie wiem, gdzie tkwi tajemnica ze czasem, u niektórych to trwa na prawdę przez długie lata, i zawsze jest My... niestety ja należę do opcji równia pochyła...

    to pisałam ja - demirja
    (kliknij opcje dodawania z poza googlowego konta komentarzy )

    OdpowiedzUsuń
  2. Demi, kochana....zaczynam sprzedawać obrazy...powoli...i modlę się, żeby to się rozkręciło...nie wiem, może wtedy, jak Wamp podrośnie i nie będzie już tak bardzo potrzebował "nas", będę mogła myśleć wreszcie o sobie. Podziwiam wszystkie kobiety, takie jak Ty, które potrafiły odciąć się od tego, co im szkodzi i zacząć nowe życie...Najtrudniej jest to wszystko poukładać dzieciom w głowie...ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierz mi, że dzieciom łatwiej poukładać w głowach różne rzeczy kiedy mają spokojne życie, niż kiedy uważać zaczynają za normalne rzeczy, które takimi nie są.

      Usuń
  3. może i tak...ale Wamp przy każdej okazji chce nas godzić i zrobiłby wiele, żeby mieć rodzinę w komplecie...Dam mu jeszcze szansę, dzisiaj miał kopa z zewnątrz i ostatnio kilka innych "przyjacielskich" motywacji, które ziarnko do ziarnka dają mu do myślenia...Jeśli nie, jeśli jednak nie a ja będę zarabiać to nie wiadomo, czy tak nie postąpię - trudna sprawa, naprawdę - i dużo róznych czynników - nie wszystko tu jest na maxa czarno-białe, choć tak byłoby łatwiej - ściskam mocno Demi!

    OdpowiedzUsuń