poniedziałek, 18 lutego 2013

gdyby kózka nie skakała...


Łyżwiarstwo figurowe skończyło się się awarią. Zachciało mi się szaleć, no to teraz siedzę w domu z rozwalonym kolanem. Jedna wywrotka nie włączyła żółtego światła a druga czerwonego...Chciałam rozpędzić się jak na torze wyścigowym, tylko jakoś ząbki z przodu łyżew co jakiś czas zachaczały o lód. Za trzecim razem ból i wściekłość wycisnęły mi z oczu łzy a w nocy obudził mnie jeszcze większy ból przy niefartownym zgięciu nogi. Teraz robię okłady z zimnego żelu i altacetu, licząc po cichu, że nie będę miała wody w kolanie ani żadnego innego trwałego urazu...

...ale przynajmniej mam czas na robienie muzyki w abletonie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz